czwartek, 13 maja 2010

wspominki z drogi powrotnej cz.2: Xavi, Xana, Barcelona :)/ recalling way back, part 2: Xavi, Xana, Barcelona


Wyjechaliśmy z Częstochowy z godzinnym opóźnieniem. Oczywiście z powodu cudownej punktualności polskich przewoźników kolejowych. Ale to pozostawię bez komentarza: koń jaki jest każdy widzi. Najbardziej wlekliśmy się przez Niemcy, po maksymalnie załadowanych autostradach. Więc to cena za darmowy przejazd :) Francja poszła gładko. Do Lazurowego wybrzeża dojechaliśmy akurat na zachód słońca. Niestety nie było czasu żeby się zatrzymać. Przed nami jeszcze tylko Pireneje i Hiszpania!
Do Barcelony dojechaliśmy koło 21. W sam raz. Dzięki wspaniałemu wynalazkowi jakim jest GPS Jarek (kierowca) odstawił mnie prawie pod drzwi couchsurfera. Jak cudownie! Od autobusu czy pociągu musiałabym się wlec metrem albo inną komunikacją miejską. Xavier- mój host- czekał już w mieszkaniu. Nie poszliśmy nigdzie bo byłam padnięta po nocy w samochodzie. A poza tym po co gdzieś iść jak z tarasu sie ma widok na całą Gracię, łącznie z wieżami Sagrada Familia...
Taki zresztą widok powitał mnie rano: słońce wschodzące za wieżami Sagrada Familia. Za wszystko inne można zapłacić kartą Mastercard...
Cudownie wypoczęta byłam gotowa na podbój Barcelony. Chyba najlepsze było to, że sama nie wiedziałam czego się spodziewać. Jedyne co napewno chciałam zobaczyć to Sagrada Familia.
Zaopatrzona przez Xaviera w mapę z zaznaczonymi obowiązkowymi punktami wyruszyłam w miasto.
Powiem tyle: od kiedy przyjechaliśmy samochodem do centrum poprzedniego wieczoru Barcelona mnie zauroczyła. Niewątpliwie jest to miasto gdzie mogłabym spędzić zdecydowanie więcej czasu niż dwa dni... Trochę czuję się jak zdrajca, ale chyba nawet bardziej mi się podoba niż Budapeszt.. Przynajmniej pierwsze wrażenie jest takie. No i ma tą zaletę że jest nad morzem śródziemnym.
Miałam zdecydowanie intensywny dzień. Zobaczyłam okolice portu i La Rambli, wliczając liczne budynki projektowane przez Gaudiego. Trzeba przyznać: miał gość głowę! Budynki pasują chyba tylko tutaj, wszędzie indziej były by wyrazem bezguścia i kiczu. Niczym Almodovar, Gaudi wydobywał z kiczu esencję sztuki, która zachwyca, wręcz onieśmiela patrzących.
Szczytem osiągnięć Gaudiego jest bazylika La Sagrada Familia (Święta Rodzina), której wieże wznoszą się nad Gracią. Niestety mistrz nie zdołał ukończyć swojego dzieła. Zginął tragicznie, kiedy zaledwie jedna fasada była gotowa. Bazylikę budują do dziś, jest to trochę utrudnione, ponieważ część projektów została zniszczona podczas wojny domowej w 1936. Niestety dzieło współczesnych jest ledwo bladym odbiciem tego, co mistrz zdążył zbudować. Fasada wzniesiona przez współczesnych jest marną próbą naśladowania Gaudiego. Zbyt trąci surowością i minimalizmem, do którego dziś wszystko dąży- nawet sztuka.
Miałam też okazję zobaczyć inną stronę Barcelony: wieczór, w który miałam jechać do Madrytu FC grała mecz z Inter Mediolan. W każdej najmniejszej kafejce tłumy wpatrzone w telewizor, reagujące okrzykami na co bardziej emocjonujące momenty. A kiedy Barca strzela gola nad miastem strzelają fajerwerki, niczym w sylwestra. Szkoda, że w Polsce w ten sposób się nie kibicuje!
Nocnym autobusem pojechałam do Madrytu. Właściwie to byłam trochę rozczarowana tym nocnym kursem, bo liczyłam na bardziej pusty autobus, gdzie będzie można się co nieco rozwalić, a tymczasem prawie wszystkie siedzenia były pozajmowane. No trudno...
W Madrycie od razu pojechałam na inną stację kupić bilet do Sevilli, a potem na spotkanie z dziewczyną ze szkolenia, u której zostawiłam swój ważący tony plecak. Teraz można było co nieco pozwiedzać Madryt.. W zderzeniu z poprzednim miastem wygląda blado, ale też niczego specjalnego się tutaj nie spodziewałam. Ot-ogromny biznesowy moloch, z całkiem ładną starówką, ale nic nadzwyczajnego. Jest wiele muzeów, z najsłynniejszym- Prado. Nawet weszłam do środka (no cóż... jedno z najsłynniejszych na świecie... a poza tym chciałam zobaczyć słynnego Goyę. Rzeczywiście imponujący zbiór dzieł sztuki. I Goya jest jednym wśród wielu innych, równie słynnych. Z powodzeniem można spędzić tam cały dzień, ja nie miałam nawet całego popołudnia..
Wieczór wkońcu zobaczyłam się z Marią! świetnie było spotkać się po tych kilku latach. Poszłyśmy na kolację razem z Phine, dziewczyną, u której zostawiłam plecak. Świetny wieczór.
Następny dzień zaplanowałam w Toledo. Tak blisko od Madrytu (właściwie 90km, no ale super szybkim pociągiem zaledwie pół godziny..)
Toledo zdecydowanie jest miejscem, które trzeba zobaczyć będąc w Hiszpanii. Każdy kamyczek, każda ściana ma tam swoją historię. Miasto, w którym za czasów kalifatu kordobańskiego zgodnie koegzystowały trzy największe monoteistyczne religie świata: judaizm, chrześcijaństwo (wtedy utożsamiany z katolicyzmem) i islam. Sielanka skończyła się po odbiciu miasta przez katolików.
Na każdym rogu jakiś kościół, dawna synagoga, tu katedra, tam alcazar: raj dla turystów! Gdyby nie strata ulubionej koszuli dzień byłby chyba porównywalny do tego w Barcelonie :)

We left Częstochowa one hour later, thanks to marvellous punctuality of polish railways. Because I had to change trains to get to Częstochowa and as a result I had to wait in the middle of nowhere and my car4cents had to wait for me in Częstochowa. But finally we left! The longest took us to cross Germany because of huge traffic on motorways. Well.. its price for free highways ;) France went off smoothly. On sunset we were passing by Côte d'Azur. Unfortunately we didnt have time to stop. So there were just Pyrenees and Spain!!! We reached Barcelona around 9pm. Just right! Thanks to wonderful invention, which is GPS Jarek (driver) gave me a lift almost in front of my host's door. Great! To reach this place by public transport I would have to spend some time, trying to find right stop and later a way. With my heavy backpack it wouldn't be pleasure... Xavier- my host- was waiting for me already in flat. This evening we didnt go out coz I was exxausted after night in car. And beside... why go somewhere if you have view of all Gracia at the foot, including towers of Sagrada Familia. For everything else there's Mastercard ;)
In the morning I was fresh and ready to conquer Barcelona! Especially after wake-up by sun rising over Sagrada Familia :D The best was I didnt have a clue what to expect here... The only one thing what I was sure I want to see was... Sagrada Familia :) So I went to explore city with maps given by Xavier, where he marked things which I just must see.
I can only say I was amazed since last evening, when we arrived to Barcelona. Can I call it love at the first sight? :) It was definitely the city where I could spend much longer time than two days... I feel bit like traitor but I think I like it even more than Budapest, at least at the first sight... And it has advantage: its just next to the Mediterranean Sea.
I had very intensive day. I saw harbour area, La Rambla including many buildings designed by Gaudi. I have to say: he was a bright lad! Those buildings can fit only here, everywhere else it would be bad taste and kitsch. Culmination of his achievements is basilica La Sagrada Familia, which is main hallmark of Gracia. Unfortunately he didnt manage to finnish his work. He dies when just front elevation was ready. Work is still being continued but I have to say I dont like modern part at all. In compare with Gaudi's part its far too minimalistic.
I also had chance to see different face of Barcelona: in the evening, when I was about to go to Madrid FC had been playing against Inter Mediolan. In every smallest cafe it was full, staring at the sky, screaming from time to time. And when Barca scored a goal sky over the city was full of fireworks. Its pity they dont celebrate football games in Poland like that!
I went to Madrid by night bus. I wa a bit disappointed because I expected bus will be bit more empty and I could sleep more comfy. But almost all sits were taken. Well...
In Madrit I went straight to buy ticket to Sevilla and after that I managed to meet Phine, girl from EVS training. She didnt have much time so I just left my extra heavy backpack in her place and went sightseeing. In contrast with Barcelona its mainly bussiness city and I didnt expect here anything special. I went to Prado museum, mainly to see Goya's paintings. Its huuuge, I could stay there all day to see everything carefully. In the evening finally I met Maria. It was so nice to see her again, after such along time! We went for dinner, three of us: Maria, Phine and me. It was great evening!
Next day I went to Toledo. It is so close from Madrid that I couldn't miss it! Really nice place, worth to see. Every small shingle, every wall has his own, big history there. Town, where under Caliphate of Cordoba three big monotheistic religions, Jews, Christians and Muslims were co-existing. It finnished after Reconquista... On every corner there is some church, old synagogue, cathedra here, alcazar there... paradise for tourists!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Evora

Evora