Tak, zostałam tutaj na święta, bo przecież przyjechałam dwa miesiące temu a zostaje rok, więc wizytę w Polsce planuję na wiosnę...Okazało się- jak to zwykle bywa- że strach ma wielkie oczy. I wczorajsza wigilia będzie należeć do tych niezapomnianych w moim życiu. Na pewno odjechanych. No bo kto normalny śpiewa kolędy przez Skype'a? :)Dzień przed miałam mały spadek nastroju, kiedy zaczęłam słuchać kolęd na Youtube. Bo byłam przekonana, że w tym roku ich nie będę mieć. Kto by pomyślał? :)
Na święta przyjechali rodzice Marciala i mama Pauli. Dobra okazja żeby osłuchać się z językiem, no i sklecić jakieś tam zdanie ;P. Na wigilię zaprosilam Ilse, wcześniej oczywiście zbadałam sytuację, no i okazało się, że miała zostać sama, mimo wcześniejszych planów. No way!!! Paula zareagowała z entuzjazmem na mój pomysł zaproszenia Ilse. Sama zainteresowana również :)
Zaczęło się lunchem z homarem na przystawkę i czerwonym winem. Homar bomba!!! :) Tego nie jada się codziennie, przynajmniej nie w Cruzinhi :)
Zrobiłam sobie też taki mały prezent pod choinkę (i myślę, że Marcialowi też, ale on jeszcze o tym nie wie...) a mianowicie skończyłam wprowadzać te (piiii....) dane z obrączkowania. Mieliśmy zaległości od września, a musi to być zrobione przed końcem roku. Od dwóch tygodni prawie nic innego nie robiłam.... Hurrraaa!!!!!
Koło 19 przyjechała Ilse. Najwyraźniej nie była przygotowana na taką kolację. I wydawało mi się, że wszystko to było dla niej miłym zaskoczeniem. Marcial ostrzegł, że przed kolacją (tak jak u nas) czytają fragment o narodzeniu Jezusa. Jak to w Cruzinhi bywa znalazła się Biblia w języku holenderskim...Ponieważ załoga do kolacji zbierała się jak sójka za morze a ja umówiłam się z rodzinką na Skype'a zadzwoniłam wcześniej niż planowałam. No i zaczęło się.... :) śpiewanie polskich kolęd!!! Na początku były problemy z synchronizacją; no nie jest to to samo co w jednym pomieszczeniu. Ale Nawet Ilse i Ze załapali rytm i zaczęli się bujać w rytm "Przybieżeli do Betlejem"! Takie momenty pamięta się bardzo długo... :)
Wkońcu rodzinka się zebrała w komplecie. Odczytano wspomniany fragment Ewangelii. Czekałam na ten moment. W sprzyjającej chwili wyjęłam opłatek, który dostałam kilka tygodni wcześniej w liście z Polski i po krótkim wyjaśnieniu o co chodzi złożyłam wszystkim życzenia. Widziałam, że Paula i Marcial byli bardzo wzruszeni tym gestem :)
A potem przystąpiliśmy do konsumpcji bacalhau, czyli dorsza, którego Portugalczycy potrafią ponoć przygotować na ( i tu są różne wersje) od 100 do 400 sposobów. Ten był zapiekany. Jedzą go z dużą ilością oliwy. Prawie jak olej lniany ;D Potem mnóstwo słodyczy i... siedzenie przy choince. Bez kolęd, po prostu rozmowy. No w sumie u nas też mnóstwo ludzi nie śpiewa kolęd... Więc aż takiej różnicy chyba nie ma... :)
Marcial zaproponował Ilse, żeby została u nas na noc, więc miałam współlokatorkę. Zostałyśmy dłużej wymieniając się muzycznymi tradycjami. Opowiedziała mi o swoim bracie, który jest upośledzony. Niesamowite jaka silna więź jest między nimi. Widziałam też, że bardzo ją wzruszyła, mogę chyba powiedzieć zszokowała ta wigilia. Pewnie też będzie ja pamiętać bardzo długo...
FELIZ NATAL!!!