piątek, 25 grudnia 2009

moja portugalska Wigilia :)


Tak, zostałam tutaj na święta, bo przecież przyjechałam dwa miesiące temu a zostaje rok, więc wizytę w Polsce planuję na wiosnę...Okazało się- jak to zwykle bywa- że strach ma wielkie oczy. I wczorajsza wigilia będzie należeć do tych niezapomnianych w moim życiu. Na pewno odjechanych. No bo kto normalny śpiewa kolędy przez Skype'a? :)Dzień przed miałam mały spadek nastroju, kiedy zaczęłam słuchać kolęd na Youtube. Bo byłam przekonana, że w tym roku ich nie będę mieć. Kto by pomyślał? :)
Na święta przyjechali rodzice Marciala i mama Pauli. Dobra okazja żeby osłuchać się z językiem, no i sklecić jakieś tam zdanie ;P. Na wigilię zaprosilam Ilse, wcześniej oczywiście zbadałam sytuację, no i okazało się, że miała zostać sama, mimo wcześniejszych planów. No way!!! Paula zareagowała z entuzjazmem na mój pomysł zaproszenia Ilse. Sama zainteresowana również :)
Zaczęło się lunchem z homarem na przystawkę i czerwonym winem. Homar bomba!!! :) Tego nie jada się codziennie, przynajmniej nie w Cruzinhi :)
Zrobiłam sobie też taki mały prezent pod choinkę (i myślę, że Marcialowi też, ale on jeszcze o tym nie wie...) a mianowicie skończyłam wprowadzać te (piiii....) dane z obrączkowania. Mieliśmy zaległości od września, a musi to być zrobione przed końcem roku. Od dwóch tygodni prawie nic innego nie robiłam.... Hurrraaa!!!!!
Koło 19 przyjechała Ilse. Najwyraźniej nie była przygotowana na taką kolację. I wydawało mi się, że wszystko to było dla niej miłym zaskoczeniem. Marcial ostrzegł, że przed kolacją (tak jak u nas) czytają fragment o narodzeniu Jezusa. Jak to w Cruzinhi bywa znalazła się Biblia w języku holenderskim...Ponieważ załoga do kolacji zbierała się jak sójka za morze a ja umówiłam się z rodzinką na Skype'a zadzwoniłam wcześniej niż planowałam. No i zaczęło się.... :) śpiewanie polskich kolęd!!! Na początku były problemy z synchronizacją; no nie jest to to samo co w jednym pomieszczeniu. Ale Nawet Ilse i Ze załapali rytm i zaczęli się bujać w rytm "Przybieżeli do Betlejem"! Takie momenty pamięta się bardzo długo... :)
Wkońcu rodzinka się zebrała w komplecie. Odczytano wspomniany fragment Ewangelii. Czekałam na ten moment. W sprzyjającej chwili wyjęłam opłatek, który dostałam kilka tygodni wcześniej w liście z Polski i po krótkim wyjaśnieniu o co chodzi złożyłam wszystkim życzenia. Widziałam, że Paula i Marcial byli bardzo wzruszeni tym gestem :)
A potem przystąpiliśmy do konsumpcji bacalhau, czyli dorsza, którego Portugalczycy potrafią ponoć przygotować na ( i tu są różne wersje) od 100 do 400 sposobów. Ten był zapiekany. Jedzą go z dużą ilością oliwy. Prawie jak olej lniany ;D Potem mnóstwo słodyczy i... siedzenie przy choince. Bez kolęd, po prostu rozmowy. No w sumie u nas też mnóstwo ludzi nie śpiewa kolęd... Więc aż takiej różnicy chyba nie ma... :)
Marcial zaproponował Ilse, żeby została u nas na noc, więc miałam współlokatorkę. Zostałyśmy dłużej wymieniając się muzycznymi tradycjami. Opowiedziała mi o swoim bracie, który jest upośledzony. Niesamowite jaka silna więź jest między nimi. Widziałam też, że bardzo ją wzruszyła, mogę chyba powiedzieć zszokowała ta wigilia. Pewnie też będzie ja pamiętać bardzo długo...
FELIZ NATAL!!!

poniedziałek, 21 grudnia 2009

filmowcy i trzęsienia ziemii

W poniedziałek wieczorem pojawił się kolejny gość. Przyjeżdżał ratami, pierwszym razem kiedy Marcial wyjechał na stację nikt nie wysiadł z pociągu. Później zadzwonił telefon. Okazało się, że koleś przegapił stację i przyjedzie powrotnym pociągiem. Widziałam jak się Marcial zagotował, on bardzo nie lubi braku organizacji.
Tak więc gość ze stanów, filmowiec... pomyślałam, że nieźle musi być zakręcony skoro przegapił stację, później moje przewidywania się sprawdziły: robił zdjęcia w pociągu! hihi
Po ostatnich przygrzecznawych chłopczykach miła odmiana. Ktoś interesujący, kto nie zamyka oczu na to co poza mainstreamem. Mieszkał już pewnie w połowie Południowej Ameryki i gdzie indziej. Mówi po portugalsku i pewnie w 10 innych językach po trochu. Zna film i stolarkę. Co za połączenie! :) W pierwszy dzień przycinał drzewka pomarańczowe a w drugi wziął się za czyszczenie zagrody dla kurczaków... zupełnie odjechany koleś :)
Niedawno ze ekipa w której pracuje wygrała konkurs The Doorpost Film Project ze swoim filmem The Butterfly Circus, który według mnie jak na film amatorski jest naprawdę dobry (może troszeczkę zbyt patetyczny).
Dobrze, że w tym tygodniu było jamm session! Pojechaliśmy we trójke (z Else), była niezła imprezka. Poznałam wkońcu Mirka- zakręconego Polaka, który zawsze gra na bębnach.Też nieźle zakręcony :)

To teraz coś z innej beczki. W zeszłym tygodniu (17 grudnia) mieliśmy trzęsienie ziemi. 6.3 w skali Richtera. No niestety przespałam... Epicentrum było na Atlantyku, ok 100 km od Przylądka św. Wincentego. Pamiętne trzęsienie ziemi w 1755 miało swoje epicentrum mniej więcej w tym samym kierunku, tylko ok 100 km dalej od brzegu.
Rano kiedy Marcial powiedział mi, że w nocy było trzęsienie ziemi myślałam, że sobie żarty stroi jak zwykle. Ale mówił poważnie. I wtedy domyśliłam jaki hałas mnie zbudził tej nocy i dlaczego tak dziwnie zareagowałam (cała zestresowana, prawidłowa reakcja na tak nienaturalną sytuację). Na szczęście, choć było to całkiem silne trzęsienie ziemi, nie odnotowano żadnych zniszczeń. Nikt też nie zginął.

niedziela, 13 grudnia 2009

13 grudnia

Czy tak się dzieje, że przebywając z dala od kraju bardziej pamięta się o tym skąd się pochodzi? 13 grudnia w pamięci narodowej Polaków jest rocznicą szczególnie bolesną, tym bardziej, że całkiem świeżą biorąc pod uwagę historyczne miary czasu. Polskie Radio, którego mogę słuchać tutaj (tak, internet to cudowny wynalazek :) przypomina o istotnych rzeczach.
W ten weekend miałam pod opieką cały dobytek Cruzinhi, łącznie z dwoma gośćmi. Rodzinka pojechała sobie do dziadków, korzystając z trzydniowego weekendu (piątek wolny w Portimao i okolicach). Nie miałam nic przeciwko zostaniu samej. Okazało się że był to jeden z lepszych weekendów. Jednak moje zdolności socjalne mają swoje granice i czasem fajnie jest zjeść samemu kolację :) Oprócz tego w Portimao z okazji dni miasta przez cały weekend organizowane były różne kulturalne imprezy. W piątek widzieliśmy ciekawy spektakl tańca z lampami (na głowach!). Wieczorem zrobiliśmy wypad na rozrywkową część Portimao. Teraz przynajmniej wiem gdzie szukać :)
A dziś byłam na koncercie fado. Był to konkurs dla amatorów śpiewających piosenki Amalii Rodrigues. Niektórzy z nich naprawdę robili wrażenie. Generalnie wydaje mi się że poziom wokalny był dosyć wysoki. I w końcu miałam okazję zobaczyć fado na żywo. Warto było!!

piątek, 4 grudnia 2009

z biegu

Tak, jestem od jakiegoś czasu zyje w biegu. Mam juz swoją działkę, a nawet kilka i co chwilę ich przybwa. Ciągle jest cos do zrobienia, mogłabym pracować 24 na dobe gdybym tylko chciała. Dla równowagi psychicznej jednak czasami musze gdzieś pojechać czy wyjść wieczorem. Czasami brakuje tych osób, które zawsze gotowe były wyjść na piwko czy kawę :) Jasne, że brakuje :)

We wtorek Portugalia obchodziła dzień niepodległości, więc miliśmy wolne. Postanowiłam gdzieś się ruszyć i na szybko zaplanowałam wypad do Silves, bo juzż od dawna chciałam tam jechać. Od nas rzut beretem, pociągiem raptem kilka stacji. Silves w czasach panowania Maurów było stolicą Algarve, ponoć wspaniałością przyćmiewało wszystkie miasta półwyspu Iberyjskiego. Teraz niewiele z tego zostało, a szkoda bo Maurowie budowali pięknie. Zamek, który górował nad miastem jest odrestaurowany, chociaż według mnie trochę przesłodzili (architekt mógł się bardziej przyłozyć). Niestety katedra (juz z czasów świetności Portugalii) była zamknięta z powodu prac remontowych. Więc jeszcze conajmniej jedna wizyta w Silves mnie czeka. Ponoć w sezonie miejsce jest oblężone przez turystRozmiar czcionkiów :(
W ten czwartek przypadał znów dzień jam session w mojej ulubionej miejscówie. Postanowiłam sie jeszcze upewnić, więc zapytałam Philipy bo jej brat Gustavo tam bywa. W międzyczasie okazało się, że padł akumlator w mojej Pandzie. Więc byłam uziemiona :( Miałam jeszcze małą nadzieję, że Ilsa i jej znajomy (z samochodem) będą chcieli jechać, ale okazało się, że on nie gustuje w takich imprezach. ż miałam się zbierać spać, kiedy dostałam wiadomość od Gustavo, że właśnie wyjeżdża na imprezę i może mnie zgarnąć po drodze!! :D
Tym razem było super, grali świetnie, może poza jednym gościem, który próbował rapować, ale jakoś niebardzo mu wychodziło zgrywanie się z resztą ekipy.. :) Tego wieczoru mi było trzeba!!! I na dodatek dowiedziałam sie od Gustavo, że jego ojciec ma sporą kolekcję muszli i literatury o mięczakach. Jestem w domQ!!! muszę tylko jakoś wykombinować, żeby go tu ściągnąć (albo jechac do niego). Odkryłam, że Gustavo jest bardzo przydatnym człowiekiem: ile razy go spotykam dowiaduję się czegoś co akurat jest mi potrzebne (ostatnio były second-handy) :D Wcale nie jestem straszna i nie traktuje ludzi przedmiotowo. Oprócz tego jest świetnym gościem ;P
Dziś relaksujący wieczorek z jakimś filmem a jutro po południu jakiś festival podobno... no a rano grupa że przy okazji zaopatrzą się w naszym mini sklepiku z fair trade. Ate logo! Do następnego razu.

Evora

Evora